piątek, 5 lipca 2013

O kobiecości...

Gdy wczoraj oglądałam wystawę w lokalnej galerii "Uwikłane w płeć" miałam wrażenie, że kobiecość to golizna, menstruacja i szowinizm. Nie znalazłam niczego co w kobiecości istotne, ważne, źródłowe. Przewinęły się dwie lub trzy fotografie dotyczące macierzyństwa. Podobały mi się. Matka w stroju supermena, umęczona, trzymająca na kolanach synka. Musimy być wszystkim. Niezły był też tryptyk fotografii tej samej kobiety - nagiej nastoletniej, krwawiącej dziewczynki, młodej trzymającej na kolanach syna, starszej - dorosłego mężczyznę. Film ukazujący cztery twarze kobiet malujących się szminką do granic wolnej przestrzeni twarzy nieco mnie odrzucił.
Dla mnie kobiecość to sprzeczność, gra kontrastów. Jesteśmy tym czym jesteśmy i nie jesteśmy zarazem. Kobieta jest wszechświatem, w którym zamyka się niemal każde uczucie, każda prawda. Nieprzenikniona, niepoznawalna, nawet lub zwłaszcza dla samej siebie. 
A cycki i bycie matką? Owszem, jak dla mnie niestety zbyt wprost.


Musi być do wyboru.
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,
czarne, wesołe, bez powodu pełne łez.
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.
Albo go kocha, albo się uparła.
Na dobre, na niedobre i na litość boską. 


(Portret kobiecy. Wisława Szymborska oczywiście)
 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz