środa, 25 grudnia 2013

Biała koszula

Święta święcić należy. To ważne, potrzebne, wartościowe. Dla mnie świętowanie to spotkanie. Wyjście poza samego siebie. Nie musi być merytorycznie. Ważne by było. Zaistniało.
Przekroczenie granicy zwyczajności leży w wyjściu poza to, co codzienne. Świętowanie to bycie. Współbycie. Coś, co warto uświęcać. Co musi być zaznaczone i naznaczone. Białą koszulą.




ps. msza ma sześć części. Mój faworyt od 22.20 "Agnus Dei"..."Baranku Boży"...

sobota, 21 grudnia 2013

Skrót

Z okazji koszmarnych dwóch dni w pracy i z powodu nie działającego bloggera na przedpotopowym, pożyczonym (hurra!) laptopie dedykuję Wam piosnkę, które oddaje w pełni wszystko to, co w ostatnie dni zadziało się wewnątrz mnie - gdzieś, między sercem a wątrobą, gdzie ponoć ukrywa się dusza...



ps. coraz bliżej Święta ;)

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Sa - mo - lot

Usłyszałam dziś. Było to najpiękniejsze przeżycie ostatnich dni. Są takie chwile, o których trudno zapomnieć. Jak ta, gdy przy "High hopes" zachodziło słońce widziane przez okno mojego "starego" pokoju, jak PJ Harvey odsłuchiwana na małych słuchaweczkach w mroku autobusu wracającego do domu, jak msza śpiewana przez chór mojej mamy w maleńkim kościele. Jak utwór, który rozbrzmiewał przez cały dzień i który zamierzamy zagrać w piątek, w okazji nadchodzących Świąt ...


sobota, 14 grudnia 2013

Hedonizm

Jest niebezpieczny. Ostatnie kilka tygodni eksperymentowałam na żywym organizmie, dostarczając sobie w czasie wolnym wyłącznie doznań ekstremalnie ogłupiająco przyjemnych. Seriale, sen, brak pracy, porządku, myślenia, samodyscypliny. Efekt - jednoznacznie depresyjny. Po dwóch tygodniach nie byłam w stanie wykrzesać z siebie niczego. Weny do pisania, pracy, kreatywnych zabaw z dzieckiem. Nie cieszyło totalnie nic.Wniosek?Schopenhauer miał rację twierdząc, że przyjemność jest łańcuchem niezaspokojonych potrzeb, że cielesna, prymitywna przyjemność jest dobra wyłącznie wtedy, gdy jest dawkowana z umiarem. Jak wódka. 
Nadal pewnie trwałabym w stanie "tumiwisizmu" i totalnej niemocy, gdyby nie fakt, iż ze stojaka na płyty ktoś przypadkowo wyciągnął utwór z przeszłości. Usłyszałam, ocknęłam się. Jest nadzieja, że zechcę.


Ps. Szymanowski dla odważnych ;)

niedziela, 1 grudnia 2013

Kwadraciki

Mieszkanie mam z widokiem niemal na całe miasto. Prawie jak penthouse. Widać bloki, kamienice, wieżowce, kościoły, jezioro. Wszystko widać. Od zachodu nawet śniadanie przygotowywane na stole kuchennym sąsiada. Cóż. Nie można mieć wszystkiego. Zasłony natomiast trzeba. Zwłaszcza gdy jest się szczęśliwym posiadaczem łazienki z oknem. 
Lubię wieczory. Te zimowe. Patrząc na setki okien, wyobrażam sobie, co dzieje się za każdym z nich. Tam się kłócą, tam ktoś ogląda porno, tam śpi, tam piją piwo i tańczą, tam kąpią dziecko. Tam pusto, tylko światło zostawili, a tam remont (o tej porze?). Tam myją okna, tam ktoś po prostu patrzy. Jak ja. I jestem tylko małym świecącym kwadracikiem.



11 dni

I się doczekaliście. Wstyd. Ostatnia notka, nie dość, że krótka, bez treści i właściwie o niczym, zaistniała 11 dni temu. Chylę czoła.
Pprzepraszam więc. I wracam. Jak zawsze.

środa, 20 listopada 2013

Ja Was ...

... kochani bardzo przepraszam. Piekę szynkę, sprzątam nałogowo (kumpela: "jakoś dziwnie u Ciebie"), depresjonuje się jesienią. Ale pisać nie mam o czym. Oczekujmy więc. Dziękuję za cierpliwość. Poza tym laptop nadal w stanie agonalnym. Tym trudniej.
Hawk ;)

czwartek, 14 listopada 2013

Kwiat

Dostałam dzisiaj od mojego syna kwiat. Piękny jest, z czterema rozłożystymi liśćmi, o kolorach tęczy. Zrobił go zupełnie sam. Arcydziełko. Stworzony został metodą alternatywną, niespotykaną dotąd. Sporządzony został bowiem stopą. Nie od dziś wiadomo, iż każda sztuka wymaga poświęceń. W związku z tym stałam się dziś posiadaczką pięknego kwiatu, uwiecznionego na matrycy mojego laptopa, nieopatrznie pozostawionego wczoraj na podłodze salonu ...

poniedziałek, 11 listopada 2013

Nikt nie jest doskonały

Im jestem bardziej w latach posunięta (podkreślam w latach!) tym bardziej uświadamiam sobie jak bardzo jestem niedoskonała. Jak wiele powinnam zmienić, ulepszyć, dopracować. Z drugiej jednak strony im starsza jestem, tym więcej złego w sobie dostrzegam, co powoduje iż ulepszanie z góry wydaje się być zabiegiem totalnie bezsensownym. Jak można bowiem ulepszać coś, co nieustannie się pogarsza... Znajduje trzy wyjścia z tej sytuacji zgoła nieprzyjemnej: albo się pokochać, albo znienawidzić, albo spotkać gdzieś po środku ratując resztki honoru, przymykając oko na drobiazgi. Jak wiadomo, kluczem do świata jest równowaga w tej sytuacji jednak chyba trzeba prawdę na klatę wziąć, resztki po wybuchu pozbierać, i jak zawsze zacząć się zmieniać od jutra. A będzie, co będzie. Czas pokaże. Niedługo nowy rok. Zawsze można przecież skonstruować nową listę życzeń...

piątek, 1 listopada 2013

Życie

Oglądaliście "Pręgi"? Jedyne, co zapamiętałam to "W-ojeciec-h". Mam podobnie. Zaczynam zauważać w sobie - nie siebie. Trochę to przerażające, trochę naturalne. Każdy jest jakiś, każdy ma coś z siebie, coś z innego, i nową jakość powstałą z połączenia poprzednich. Ja, wśród wielu innych cech, odziedziczyłam skłonność do samotności. Mam jej silną i nieustanną potrzebę. Moja samotność skutecznie pielęgnowana przez lata kwitła w najlepsze, po czym zostałam matką. Tym sposobem ptactwu podcięto skrzydła. Siedzi taka bida w domu i czeka, aż zapadnie cisza. Bycie rodzicem jest fajne. Ogranicza jednak samotność do minimum. To jedyne, co musiałam poświecić. Tak niewiele i wiele zarazem.


czwartek, 31 października 2013

Jako, że ...

... grzaniec dobry jest i dobry jest grzaniec, notki nie będzie, ponieważ ani prowadzić ani pisać po alko nie warto.





ps. jak zauważył zapewne wnikliwy czytelnik moja faza na Strachy trwa. Tak przy halloween.

niedziela, 27 października 2013

O romantyczności

Jestem niewątpliwie jedną z tych kobiet, które jej nie potrzebują. Seks to seks, kolacja to kolacja, spacer to spacer, wieczór to wieczór. Nie musi być romantycznie, nie musi być słodko, rzyganie tęczą również nie jest wskazane. Nie obchodzę walentynek. Z zasady. Lubię być sama wieczorami, nie muszę chodzić do kina co piątek, nie mam silnej potrzeby dostawania kwiatów. 
Facet ma być. Po prostu. Ma być fundamentem, zapewniać bezpieczeństwo, chronić. Ma opiekować się dzieckiem, podejmować decyzje, nie tworzyć problemów, upraszczać rzeczywistość. Mój facet ma taki być. I wiece co? Jest.




czwartek, 24 października 2013

Kawa i papierosy

Czuję, że ominęło mnie w życiu coś ważnego. Nie lubię kawy. Prawdziwej. Lubię słodką, z mlekiem, czasem. Taka to ponoć nie kawa. 
Chciałabym czasem odczuć źródłową przyjemność zaciągając się głęboko papierosowym dymem, wypijając łyk porannej, czarnej, podobno zniewalającej kawy. 
Niestety nic z tego. Rano herbata. Papieros dwa, trzy razy na pół roku. Nie miewam skłonności. I myślę, że mnie coś omija. Mimo wszystko. Bo czasem taka pierwotna przyjemność leży za czymś, co uzależni. Za czymś czego pragniesz, potrzebujesz, co niezbędne jest do normalnego funkcjonowania. W moim przypadku nie jest to ani kawa, ani papieros. 
Istnieje jednak coś, od czego niewątpliwe jestem totalnie uzależniona. Ostatnimi czasy nawet bardziej niż bardzo. I nałóg mój nieustannie przypomina o swoim istnieniu szepcząc do ucha - tik, tak, tik, tak, tik, tak ...


Ps. Ale pani Kasia młodziutka, nieprawdaż??

środa, 23 października 2013

Anioł

Gdybym miała przy sobie mojego anioła stróża świętowalibyśmy jego urodziny. Dobrym jedzeniem przyrządzanym gdzieś na poddaszu, galerią sztuki, muzyką. Ostatnio mi się przyśnił. Szalenie przystojny. Wręcz pociągający. Ale anioł, myślę. Nie wypada. 
Gdy miewam kłopoty - śnię właśnie o nim. Zazwyczaj gdzieś się wymyka, czasem rozmawiamy, choć rzadko. Dwa dni temu znów mi się przyśnił. Zapytałam czy może być przy mnie. Odmówił.
Wszystkiego najlepszego. Może kiedyś będzie okazja.


poniedziałek, 21 października 2013

Przepraszam...

... ze mnie nie ma. A nie ma mnie wcale. W życiu też mnie nie ma. Właściwie ostatnimi czasy mnie nie ma zupełnie nigdzie. Zastanawiam się nawet czy jestem we mnie, choć odrobinę. 
Gnam, pędzę, lecę, gonię myśli, one mnie. Gotuję, sprzątam, piorę, zasypiam z dzieckiem o dwudziestej. Czytam pięć minut dziennie, wiadomo gdzie, i czasem nawet tam spokoju nie uświadczę. Jadąc do Bartoszyc usłyszałam nowy Coldplay w trójce. I myślę sobie, że to takie nowe wydanie Radiogłowych. Nie? Ale kawałek unosi gdzieś, chciałoby się rzec, w totalną transcendencję ;)


wtorek, 15 października 2013

Piątek we wtorek

Spotkała mnie dziś. Jak to z niespodziankami bywa - całkiem niespodziewanie. 
Zapomniałam jak miło jest pozytywnie się zaskoczyć. Zapomniałam jak miło jest poczuć się szczęśliwą od tak. Przypomniałam sobie jakże ważne są drobiazgi mniejsze i większe, otrzymane od kogoś. Jakże ważne jest by wzajemnie myśleć o sobie, jak fajnie jest zrobić coś dla innego i jakże miło jest to otrzymać. 
Dawno nie czułam się taka radosna, wypełniona takim nieokreślonym, ciepłym czymś. Niespodzianki są fajne. Dają poczucie, że ktoś pomyślał o Tobie. Po przyjacielsku.
Dziś mój współlokator posprzątał kuchnię. Mam wolny wieczór :)





niedziela, 13 października 2013

Wewnętrznie sprzeczne

Patrząc dziś na bawiącego się Maćka dostrzegłam, że robi to zupełnie sam, wedle wyłącznie sobie rozumianej formuły, mrucząc coś w skupieniu. Niezmiernie długo czekałam na ten stan. Z utęsknieniem wyczekiwałam momentu, w którym usiądę i poczytam, poplotkuję z przyjaciółką z bawiącym się dzieckiem w tle, przykryję się kocem i popijając herbatę, zwyczajnie odpocznę. 
Dziś zrozumiałam, że z każdym dniem mój syn będzie coraz bardziej samodzielny, niezależny, dorosły. Zrozumiałam także, że już za nim tęsknię.


wtorek, 8 października 2013

Kwestia smaku

Ja w sumie nie powinnam o kuchni pisać. Nie potrafię bowiem gotować za dobrze. Jednak lubię. Stądteż może należy przyjąć a'priori, iż z gotowaniem jak ze śpiewaniem. Każdy może (?)
Mimo to, napiszę. Co tam. W końcu czytacie podobno! ;)
Gotowanie jest dla mnie pewną formą sztuki. Każda sztuka bowiem łączy elementy tworząc nową jakość. Każda ze sztuk działa na inny zmysł i podążając dalej trafia w najczulsze zakamarki naszych wyobrażeń czy uczuć. Ponadto każda sztuka wymaga obecności podmiotu - artysty, który wykorzystując materię wytworzy pewien nowy byt. Istotą sztuki nie jest jednak dzieło. Samo dzieło jest bowiem jedynie medium, czymś, co powiedzie nas dalej, głębiej, co zmotywuje do działania, myślenia, refleksji lub po prostu odczucia czegokolwiek. 
Czy gotowanie można podnieść do rangi innych sztuk? Mimo, iż schabowy będzie niebiański nie doznam estetycznego uniesienia, które dzieło może lub powinno wywołać. Nie poczuję niepokoju jakiego doznaję przy Pollock'u, wzruszenia przy Szymanowskim, zaskoczenia przy Banksym czy tysiąca innych, znanych i mniej znanych mi uczuć. Przy kuchni poczuję po prostu przyjemność o mniejszej lub większej intensywności. Może kuchni jednak bliżej do seksu niż sztuki?

Miałam napisać, że w kuchni najważniejsze jest chili, miód i suszone grzyby. I jak zwykle. Pudło. Z tej przyczyny idę coś zjeść.

poniedziałek, 7 października 2013

Doktorat

Nie napisałam go. A miałam. Nawet dwa razy. Niegdyś miałam skłonność przyjaźnić się z artystami i naukowcami. Wszyscy już po obronach. Włożyli mnóstwo pracy, czasu, siły i determinacji. Ja nie.
I gdzieś tkwi we mnie żal i poczucie, że tutaj się nie udało. Życie jednak płynie dalej. W innym kierunku.Wybrałam jak wybrałam. I nie jest źle. Dobrze nawet jest. Ale bez dr przed nazwiskiem.


środa, 2 października 2013

Ja

Lubię mieć coś do powiedzenia. Potrafię patrzeć na świat z innej perspektywy. Umiem dostrzegać rzeczy, których inni nie widzą. Jestem oryginalna, jedyna w swoim rodzaju. Mam wyjątkowe poczucie rzeczywistości, odmienny sposób rozumienia świata. Potrafię odczuwać po swojemu. Myślę niezwyczajnie i nieszablonowo. Rozumiem wszystko odmiennie. Jestem wyjątkowa. Jak każdy z nas.

Często mam potrzebę wyróżniania się z tłumu. Dostałam to w pakiecie, w zimną, grudniową noc, dwadzieścia dziewięć lat temu. Szkoda, że o tym zapominam. Tak często.






wtorek, 24 września 2013

Siedzę

Siedzę na bujanym koniku, na placu zabaw, przyglądając się bawiącemu Maćkowi. Zimny dzień jest. Bujam się w przód, w tył, w przód, w tył. Nagle przychodzi mi do głowy, że ja faktycznie tu jestem, że wieje wiatr, że wokół jest jeszcze coś, poza tym co mi znane, lubiane, wiadome.
Przecież świat realnie istnieje poza mną i tym, co w danej chwili. Co więcej zajmując się tym, co codzienne zapominam. Zapominam, że miło jest poczuć chłód, usiąść na zimnej posadzce, poczuć krople deszczu, posłuchać wiatru, zamknąć oczy. 
Czasem mam nieodparte wrażenie, że codzienność to nie rzeczywistość. Codzienność zabija w nas poczucie, że naprawdę istniejemy. Lubię jesień. Przypomina.



poniedziałek, 23 września 2013

Papier

Lubię papier. Najbardziej zapach, choć dobrą fakturą nie pogardzę. Książki kupuję, zwłaszcza by je mieć. Czasopisma, te "lepsze" - pachnące drukarnią, farbą ledwo zastygłą. Zeszyty, skoroszyty, notatniki. Tylko po to, by pachniały.
Rzeczy posiadane powinny nas cieszyć. Mnie cieszą te papierowe. Bo nie dość, że są, przynosząc skojarzenia z tego, co było wcześniej to, co więcej mają coś więcej. 
Księgarnio - kawiarnio - antykwariat założyłabym. Gdybym wygrała jakieś pieniądze ogromne. Byłby niewielki. Z drewnianą podłogą, poduchami do siedzenia, regałami pod sam sufit. Z kubkiem imbirowej herbaty w zimny dzień. Z wieczorami prozy, szarlotką na ciepło, koncertem miejscowej kapeli w piątkową noc, czytaniem bajek o poranku, wierszem we środy. Z miejscem do malowania. Toną papieru do zapisania. Ze ścianą, na której wszystko wolno i taką ze szkicami. Oraz ze straszą panią w swetrze i okularach, która każdego zaprosi, zagada, poleci filozoficzne książki.
A nazwę go  ...






















... zajdź, aby nie zwariować ...

piątek, 20 września 2013

Ogórek

Stało się to dziś. Mój jedyny pierworodny sporządził własnoręcznie, osobiście, w przypływie weny i wszelkich inspiracji - dzieło. Dzieło nie byle jakie, gdyż wiekopomne. Co ważniejsze jednak pierwsze, prawdziwe, niezapomniane. I gdy tak siedział na malutkim stołeczku, przy malutkim stoliczku i wraz z innymi maluchami lepił, przyklejał, doklejał, ugniatał matce łza się w oku zakręciła. I zrozumiałam, że to już...




czwartek, 19 września 2013

Jako, że

... czasu brak na wszystko, ponieważ:
1) dryń, dryń ... dzieńdobry, czy Pani Małgorzata K...?
2) Mmmmaaaaammmmoooo ...
3) na szafie nadal leży ledwo rozpieczętowana, pachnąca nowym drukiem, moja, całkiem nowa planszóweczka...
... jedyne, na co mnie dziś stać to piosenka, na dobry dzień. Hawk :)


Ps. kawałek jest po prost sympatyczny. Mój ulubiony fragment to łyski bez koli :) Musi ją strasznie kochać.




wtorek, 17 września 2013

Klaps ...

... to też bicie. Inspirowana rozmowami na fejsbuku doszłam do wniosku, że może warto trzy słowa i na ten temat.
Klaps to też bicie. Każde bicie to bicie. Szarpanie za rękę, wpychanie na siłę łyżki do ust, brutalne ubieranie czy mycie zębów. Jeśli używasz przeciw drugiemu siły - bijesz. I jest to przemoc, która nie znajduje uzasadnienia.
Wychowawcze? Jak najbardziej. Jeśli formą wychowania jest zastraszenie, poniżenie i złamanie.
Klaps jest bezsilnością. Jest wołaniem o pomoc. Tym razem jednak dorosłego, którego sprawa przerosła. Mnie też czasem przerasta. Przez dwa i pół roku nie na tyle, bym musiała uderzyć.


niedziela, 15 września 2013

Gruffalo

Czasem wystarczy odrobina sprytu i inteligencji, by wykiwać najstraszliwszego potwora.
Mała myszka spacerowała po lesie. Spotykała kolejno lisa, sowę, węża, z których każdy chciał ją zjeść bez skrupułów. Grzecznie odmówiła twierdząc, iż na obiadek, podwieczorek i przyjęcie, na które kolejno zapraszały ją zwierzęta (by ją oczywiście skutecznie skonsumować) umówiona jest z Gruffalo - potworem, co ma straszliwe kły, pazury i koślawe kolana i pypeć na nosie sterczący do góry i wiele innych straszliwych straszności. Absolutnie pewna braku istnienia Gruffala oczywiście spotyka go w lesie. Jak się kończy historia nie zdradzę, acz posiadaczom dzieci gorąco polecam. Tym komu ich brak zapraszam do mnie  - na lekturę ;)

Jako że Michał Rusinek tłumaczył polecam podwójnie :)

czwartek, 12 września 2013

In vitro

Przez wiele lat byłam absolutną przeciwniczką in vitro, lub precyzyjniej rzecz ujmując in vitro dofinansowanego z budżetu państwa. Przekonana byłam twierdząc, iż bezdzietne pary zawsze mają możliwość alternatywną, równie dobrą, może nawet lepszą, mianowicie adopcję. Trwałam w tym przekonaniu przez długi czas do chwili, aż sama nie rozpoczęłam rozważań nad taką formą kolejnego macierzyństwa. Wydawałoby się, że adopcja jest bowiem najlepszą z najlepszych opcji, pozwala bowiem jednocześnie pomóc i sobie i innemu. Zbierając doświadczenia doszłam jednak do pewnego druzgocącego wniosku - adopcja? - tak, dla wszystkich? na pewno nie.
Nie jest tak, że adopcja nie pozostawia śladu. Nie jest tak, że dziecko adoptowane jest czystą kartą, która, jak twoje biologiczne dziecko, pozwoli się kształtować. Dzieci adoptowane jako starsze (o takim myśleliśmy), to dzieci potwornie skrzywdzone, psychicznie zrujnowane. Oczywiste? Być może. Jednak nie wielu mówi o tym, że z dzieckiem adoptowanym pracuje się podwójnie, z dzieckiem adoptowanym musisz przejść drogę podwójnie ciężką. Nie wystarczy miłość, zrozumienie, ciepło i normalna rodzina. Dlaczego?
Gdybyś sam znalazł się w otoczeniu nieprzyjaznym, takim które nie spełnia potrzeb, nie dba, nie pomaga, z całą pewnością odgrodziłbyś się i z czasem wyrobił instynkt samozachowawczy, walkę o siebie, własne ja. 
Wyobraź sobie, iż po jakimś czasie trafiasz do otoczenia przyjaznego. Zachowanie jednak się nie zmienia, bo nauczyłeś się być dla siebie i o siebie walczyć, co jest zupełnie naturalne. Czy można to zmienić? Zapewne. Czy mam wystarczająco tyle sił? Nie wiem.
Dochodzi jeszcze szereg trudności związanych z brakiem pomocy ośrodków adopcyjnych po adopcji, chorobami dzieci związanych z piciem alkoholu przez matki w ciąży, problemów z istniejącą rodziną dziecka. Nie adoptuję dziecka. Na razie. Przyczyną jest konieczność pięcioletniego stanu małżeńskiego, którego jak wiadomo nie posiadam. Mam czas do czterdziestki. Nie zamykam tej opcji. Jest jednak znacznie, znacznie trudniejszą niż wcześniej to sobie wyobrażałam...





wtorek, 10 września 2013

Blog lifestylowy i parentingowy

No błagam. Czy naprawdę? Czy blog o macierzyństwie czy stylu życia brzmi aż tak obciachowo? Lubię otaczającą mnie blogosferę, lubię piszące mamy i nie-mamy. Lubię kiedy blogowiczki mają rękę do dobrych fotografii, talent do osobistego ujarzmiania rzeczywistości, czy pomysł na siebie, którego ja nie posiadam.
Nie lubię natomiast wszechobecnego próbowania bycia zajebistym poprzez śmieszne neologizmy. Blogosfera ma swój określony kształt, rytm, modę. Moda nie zawsze niestety przynosi coś dobrego. Polska jest całkiem w porządku. To, co polskie również. Nie muszę prowadzić parentingowego bloga. Nie muszę. Mogę pisać o macierzyństwie, rodzicielstwie bez zbędnych ulepszaczy. Nie muszę prowadzić lifestylowego bloga. Mogę pisać o życiu, kuchni, modzie i dupie maryni. I tak sobie myślę, że może właśnie dlatego nikt mnie nie czyta :) Hawk!





 








niedziela, 8 września 2013

Po pierwsze "nie poniżaj"

W naszym domu:

1. Moje dziecko nigdy nie będzie stało w kącie,
2. Moje dziecko nigdy nie dostanie klapsa,
3. Moje dziecko niigdy nie będzie ukarane,
4. Moje dziecko jest tak samo ważne jak każdy inny domownik,
5. Zdanie mojego dziecka liczy się tak jak zdanie jego mamy i taty,
6. Moje dziecko ma prawo powiedzieć nie.

1. Ja nigdy nie będę stała w kącie,
2. Ja nigdy nie dostanę klapsa,
3. Ja nigdy nie będę ukarana,
4. Jestem tak samo ważna jak każdy inny domownik,
5. Moje zdanie liczy się zdanie mojego dziecka i jego taty
6. Ja mam prawo powiedzieć nie.

1. Tata mojego dziecka nigdy nie będzie stał w kącie,
2. Tata mojego dziecka nigdy nie dostanie klpsa,
3. Tata mojego dziecka nigdy  nie będzie ukarany,
4. Tata mojego dziecka jest tak samo ważny jak każdy inny domownik,
5. Zdanie taty mojego dziecka liczy się tak jak moje zdanie i zdanie mojego dziecka,
6. Tata mojego dziecka ma prawo powiedzieć nie.

Wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy mamy równe prawa. W naszym domu nikt nie będzie nikogo poniżał. Nie wychowujemy bezstresowo. Stawiamy granice, mówimy nie, wymagamy szanowania tych granicy. Nie tylko od Maćka. Także od siebie.
Działa.

piątek, 6 września 2013

Słownik

Ten post jest bardziej dla mnie niż dla Was, czyli krótko mówiąc uprawiam prywatę.Ale miły jest.

Mama - mama Gogo
Tata - tata Mi
Babcie - Baba Asia, Baba Sie
Wujek (oraz wszelkie maszyny budowlane, okołobudowalne, rolnicze etc.) - Bo
Koparka - Bo tff
Auto - ato
Samolot - siiiii
Wąż - ssssssiiiii
Siku - siiiiiiiiiii
Bajka - Miau mimi
Rybka - łoło (jak robi rybka??)
Jeszcze trzy minutki, mamo - mamo, nie, tsy
Pojeździjmy autami = na tsy ato
Start - siat
(auta jeźdzą na trzy, samoloty na start)
Wszystkie dźwięki zwierząt - guli, guli, guli (indyk), miau (kotek), o o (pies), i o (osioł), fafafa (kaczuszka), beee (owieczrka) BEE (baran), mee (kózka), pipipi (myszka)
Śpiewać - lalalala,
Nie śpiewać - nie lalalala,
Most - moft
Nos - nots
Oko - oko
Miś- mits
Co znosi kurka? Jajo.
I mój ulubiony:
Masiuś - toMato! :)

Gdy każdego poranka widzę parę absolutnie niepowtarzalnych, błękitnych, uśmiechniętych oczu wiem, że warto.



Mam dwa i pół roczku. Jestem kozak!



wtorek, 3 września 2013

Jak się kopnąć w ...?

Niewątpliwie jest to zabieg arcy trudny. Zarówno faktycznie jak i metaforycznie. Niezmierną korzyścią jest więc posiadać tak zwanego przyjaciela u boku, który tę czynność za Ciebie wykona. Solidnie. Jak mawia chińskie przysłowie jak nie wiesz, co powiedzieć, powiedz chińskie przysłowie. Powiem więc, że przyjaciel to nie ten, kto poklepie po ramieniu, lecz ten, co w chwili najwłaściwszej podejmie kroki odpowiednie, zmierzające wprost do Twojej szanownej.
Życie mi się okrutnie rozjeżdża. I ogarnąć nie potrafię. Ktoś chętny?

Nic mi do tego tekstu nie pasuje, a głowię się dwa dni. Trudno. Będzie unplugged, uninstrumental i totalnie un. Wymyśl coś sam. A tłem niech będzie Wasze, w tle lecące, MP3. Hawk.







niedziela, 1 września 2013

Potęga internetu

Na czym polega? Zapewne na tym, iż sieć to faktycznie sieć. Wiąże, łączy, prowadzi wszędzie, jeśli pójdzie się odpowiednią nicią. Od czasu założenia bloga nie odnotowałam dziennie tylu wejść, ile w dniu zalinkowania przez kumpla na facebooku. I nagle trafiasz tam, tu, wszędzie i nigdzie zarazem. Nieustannie jednak pozostaje uczucie że to, co wrzucone pozostaje na zawsze. Należy więc nieustannie trzymać się na baczności. Przecież gdzieś tam musi być pająk!




piątek, 30 sierpnia 2013

Jak kończy ten film?

Ktoś mi odpowiedział zapytany o powyższe: jak to film, napisami.


Muza z filmu. Film raczej nie, ale muza dobra :)
Dobrego piątku.


sobota, 24 sierpnia 2013

Dlaczego nabieramy się na sztukę

Moje ostatnie odkrycie to Banksy. Słyszeliście? Ja też nie, póki nie przeczytałam któregoś wydania Wysokich Obcasów. Banksy to steetartowiec, którego twórczość rozwinęła się ponad bazgranie po ścianach. Robi niesamowite graffiti, instalacje, eventy. Zrobił także film. Gdyby nie film "Wyjście przez sklep z pamiątkami" zapewne nie rozważałabym o nim zbyt długo. Jego sztuka jest trafna, wymowna, daje do myślenia (zazwyczaj jako niezwykle dobitny komentarz do sytuacji politycznej, społecznej). Film natomiast daje do myślenia dwukrotnie.

Film jest nie tyle o Banksym ile o gościu, który artystą nie jest. Pytanie jakie stawia Banksy jest według mnie jednoznaczne: czy każdy może stwarzać coś, co imituje dzieła sztuki i za takie będzie traktowane? Czy cała współczesna sztuka jest iluzją, umową społeczną, modą. Czy sztuka (w tym streetart) ma sens, gdy do głosu potrafi dojść ktoś z przypadku? Gdzie leży granica między dziełem sztuki, a jego imitacją? Czy ta granica istnieje i czy, idąc tym tropem, istnieje dzieło sztuki?
Druga strona medalu to rozważania czy film nie jest kolejną prowokacją Banksyego. Fakt czy Mr. Brainwash to kreacja Banksyego, czy historia faktycznie się wydarzyła, mi nie robi różnicy. Ważne jest zadane pytanie.


                                                                                                            Mural, Banksy








Filmu celowo nie streszczam. Nie odbiorę Wam tej przyjemności.

czwartek, 22 sierpnia 2013

W dialogu

W moim rozumieniu rozmowa jest podstawą współistnienia. Związek z obcokrajowcem nie wchodzi w grę. Jak wyrazić siebie w języku odmiennym od języka własnych myśli pozostaje dla mnie niewiadomą. Dialog to spotkanie, wydarzenie, lepsze niż cokolwiek.  Można w dialogu odnaleźć w innym to, czego szuka się w sobie. Czasem zaboli.
Levinas w dialogu widział istotę filozofii. Heidegger twierdził, że dialog łatwo można zgwałcić, zamienić w gadaninę i zagadać nie tylko istnienie drugiego, lecz i swoje własne.
Gdy zechcesz zobaczyć drugiego człowieka porozmawiaj z nim. Po prostu. Aby jednak wiedzieć co powiedzieć, posłuchaj.



wtorek, 20 sierpnia 2013

Muzyczne Alterego

Mam takie. Fajnie mam, nie? To moje alterego uporczywie poszukuje kawałka, który Jemu (egu?) się spodoba, a Małgorzacie nie. Do tej pory bezskutecznie. 
Skłania mnie to do rozważań (zadziwiające, nieprawdaż?) nad faktem, iż ludzie lubią jedno, nie lubiąc jednocześnie innego, i zwie się to potocznie gustem. Skąd się bierze? Ze środowiska, wrażliwości, usposobienia, charakteru, inteligencji, a może wszystkiego naraz??? 
Wątpię jednak, by moje alterego miało podobnych znajomych (cóż by ze mnie było!), płakało na M jak Miłość oraz było łagodną, delikatną, skromną kobietką o niezwykle wysokim ilorazie inteligencji*. Jednak gust ten sam. W przypadki nie wierzę (mistrz Oogway), stąd też pozostaje mi postawić dość odważną tezę, że każdy posiada coś w rodzaju szóstego zmysłu do muzyki, takie czucio - myślenie, będące wypadkową całości - tego jak myślimy, co czujemy i kim w istocie jesteśmy. Dobrze, że istnieje sposób, by w kimś na pozór zupełnie odmiennym zobaczyć odrobinę siebie i nie czuć się już tak bardzo samotnym. Może kiedyś kupię sobie Junaka, któż to wie?






"przyjechałem dzisiaj z gór, jadę sobie przez Wisłę, a tam rozbita butelka, i sobie myślę "a droga długa jest, nie wiadomo czy ma kres, kamieni mnóstwo a pod kamieniami leży szkło.." odpalam neta i Muzy Małgorzaty, a tam Akurat no wybiło mi korki "
cyt. facebook - muzyczne alterego małgorzaty.ka

pozdrowienia dla Junaczka :)

*no dobra, żartuję.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Miłość

Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy ... - lubię ten fragment. Wzniosły jest. Życie, przynajemmniej moje, o wznisłość się nie ociera. Raczej o zwykłość, codzienność i rutynę. To nic złego.
Miłość w trybie casual to nic innego jak twarda dupa, wór cierpliwości i pogoda/pożoga* ducha. Nie narzekam. Stwierdzam.
Nie szukam romantyzmu, nie znoszę określenia "kochać się", nie wymagam świec czy rzygania tęczą. Nie potrzebuję prezentów, pieniędzy na ciuchy, pierścionków, biżuterii i innych bzdur. Nie liczę na posprzątane mieszkanie, bo lubię robić to sama, czy na spłacony kredyt mieszkaniowy, bo damy radę. Nie szukam wyglądu za milion dolców czy auta lepszego od obecnego, bo po co. 
Czasem pragnęłabym tylko zmieszania tego waszego, cholernego (bądź co bądź) testosteronu, z odrobiną szacunku dla innego (bądź co bądź) człowieka, jakim kobieta jest, co niektórych zdziwić może.
Ps. Przestańcie patrzeć tylko na cycki, cholera jasna ;)
 
 


* niepotrzebne skreślić

czwartek, 15 sierpnia 2013

Za(d)ufanie

Czasem jesteś absolutnie przekonany, że twój punkt widzenia jest jedynym, słusznym i właściwym. 
Gdy dziś z trudem kładłam mojego pierworodnego spać okrutnie lamentował, buntował się i sprzeciwiał. Podążając za wszechobecnymi radami ogółu próbowałam przyjąć zasadę konsekwencji, nie pozwalając synkowi zejść z łóżka i iść do salonu. Mały człowieczek nadal się nie poddawał - płacząc i łkając usiłował wpłynąć na moje nieustępliwe ja. Złamana cierpieniem małej duszyczki złożyłam broń. Przecież wiatru nie można złapać. 
Macio zszedł z łóżka, podszedł do włącznika światła, zapalił, po czym spokojnie wrócił do łóżka i zasnął. 
Dobrej nocy.



środa, 14 sierpnia 2013

Wyjechali ...

Dzień należy uznać za udany. Poza próbą wsiadania do samochodu klienta (zamiast własnego) oraz kawy na koszuli. Teraz idę pić. Notki nie będzie.



wtorek, 13 sierpnia 2013

Perfekcyjna Pani Doom'u

Niestety. Jestem nią. I nie mam nic wspólnego z Małgorzatą Rozenek, pachnidłami do szafy robionymi ze skarpetki z dziurką czy idealnymi przyjęciami dla przyjaciół zachwycającymi się, podanym jakże wykwintnie, founde. Bajzel mam. I lubię go. Bynajmniej próbuję. Sprzątanie nie służy w moim domu przywróceniu porządku przestrzeni, lecz jedynie, tylko i wyłącznie i przede wszystkim, przywróceniu ładu w mojej głowie. Sprzątam dla zabicia chandry, dla porządkowania myśli lub ich totalnego wyczyszczenia. Sprzątam, ponieważ lubię ten stan po, gdy przestrzeni jest jakby więcej. Z tej przyczyny jest to proces rzadki, nieregularny, tychistyczny właśnie. Bałagan w moim domu jest osobnym bytem, jestestwem. Tworzącym się naturalnie, rodzącym z codziennej krzątaniny, niezapraszanym jednak uparcie goszczącym. Jakiekolwiek próby ujarzmienia czwartego (vel ósmego) pasażera pełzają, kulą się i w popłochu uciekają. Bywa. Nikt nie jest idealny ;)
Zamiast sprzątać usiadłam do pisania. I wiecie co? Już mi chandra przeszła. 


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Bratnie dusze

Nie istnieją. Z biegiem czasu człowiek wykształca w sobie pewien określony stan bycia. Jest, trwa, coś tam może, czegoś nie chce, z czymś się zgadza, z innym próbuje, z kolejnym walczy. Drugi taki się nie trafi. Jeden może lubić na ostro, inny pikantnie zjeść, jeszcze inny muzykę podobną do lubianej przez Ciebie, kolejny kolor zgniłej trawy i zapach deszczu. Mimo to, szansę by trafić na kogoś, kto będzie wiedział tak jak ty i czuł wszystko niczym Małgorzata są wiadome.
Niegdyś miałam wrażenie, że inność nie jest przeszkodą, że zrozumienie wypływa z chęci zrozumienia. Dziś wiem, że w głębi duszy każdy rozumie na swój sposób - jedyny, niepowtarzalny, samotny. I już.


niedziela, 11 sierpnia 2013

Bajkowo

       Dobrze by było, gdyby było. Gdy nie jest to może czasem trzeba tę rzeczywistość trochę kopnąć, aby królewnę za żonę wymienić.
    Czasem mam wrażenie, że ktoś się śmieje się z moich planów. Układa klocki zupełnie przypadkowo (lub nieprzypadkowo), niewątpliwie jednak totalnie ode mnie niezależnie. Fatum, los, przeznaczenie, Bóg, czysty przypadek. Jakby nie nazywać porządku rzeczywistości jest, jak jest. 
Ruchem skrzydła motyla można przecież sprawić, iż dziadkowi spiącemu pod gruszką spadnie kapelusz.
      Żaden kopniak nie pomoże schorowanej rzeczywistości, która tak czy inaczej będzie sobie. I nie ma już żadnego sensu mniemać, że ma się powody by drogi swej nie zmieniać...
  


piątek, 9 sierpnia 2013

Kluski

Gdy myślę o tym co jest, mam wrażenie, że jest niczym we śnie nocy letniej. Patrzę na niego, gdy on na nią. Ona na zupełnie innego jego, on tymczasem na mnie. Nic się nie dzieje przez przypadek mawiał mistrz Oogway z Kung Fu Pandy. I prawda to życiowa. Mawiał także "kluski, nie kluski, odpuścisz nie odpuścisz...wczoraj to już historia, jutro to tajemnica, a dzisiaj to dary losy i trzeba się nimi cieszyć". Odpuszczę, nie odpuszczę, będzie co będzie. Lecz może nie ma tajnego składnika zupa zwana życiem :D


środa, 7 sierpnia 2013

Zajebiście

Dobre to słowo jest. Mocne. Niewłaściwie używane traci swą moc. Cóż. Pozostają wtedy tylko wyświechtane kolokwializmy, z którymi trudno się rozstać. Język jest bogaty, szalenie pojemny. Nasz język. Czy faktycznie jest zajebisty? Czy naprawdę słowa wytrychy są nam do czegokolwiek potrzebne? Ano są, bowiem gdy język giętki to wyrazi to, co pomyśli głowa. A gdy nie giętki to przecież nic nie szkodzi - i tak jest zajebiście* ...



 

* mimo, iż bunkrów nie ma..

Jestem

Jestem matką, gdy wstaje w nocy do bolących zębów, huśtając się na placu zabaw, ocierając krokodyle łzy. Swoim szefem gdy odbieram telefony, gdy porządkuje papiery, gdy przyjdzie rozmawiać z kretynem. Grzeczną dziewczynką, gdy mówię dzień dobry sąsiadom, uśmiecham się w sklepie, dziękuję za ustąpienie miejsca, sprzątaczką gdy niszczę dłonie szmatą, córką gdy pomagam ojcu w pracy, kobietą gdy stoję naga przed lustrem myśląc o wczorajszej nocy. Magistrem filozofii, gdy wyciągam dyplom z szafy. Nikim dla kogoś, kto o mnie zapomniał. Wszystkim dla mojej mamy. Constans dla tego, kto ze mną mieszka. Jestem przerażona robiąc test ciążowy, szczęśliwa widząc nowe, smutna gdy ktoś krzyczy. Dla siebie ostatnio nie jestem. Gdy kiedyś byłam, nie było to nic ciekawego...








niedziela, 4 sierpnia 2013

Wódka

Dzięki wódce wszystko się wyostrza. Po tysiąckroć widziana ulica, przestrzeń, krajobraz, rzecz stają się inne, lepsze. Wódka to psychoterapia, to wolność i pewność, że jest dobrze. Wódka dostarcza poczucia szczęścia, poprzez dostarczenie poczucia totalnej pewności. Włącza nieśmiertelność. 
Wódkę piję tak rzadko, jak rzadko wódkę pić się powinno. By nie kusiło. By nie zostać na zawsze. 
Dziś mam ochotę. Jak nigdy ...


ps. wiem, że kawałek nie tym, lecz gdy się nie ma...

czwartek, 1 sierpnia 2013

Muzy śpią ...

... gdy wakacje, gdy ciepło, przyjemnie, gdy pracy koszmarnie dużo, a wieczorami przy kubeczku kakao kończy się ostatni sezon ulubionego serialu....
Ale muzy się obudzą ... już wkrótce :)

środa, 24 lipca 2013

Lubię zieloną herbatę

I oliwki lubię, i wątróbkę z cebulą. I gotować też choć nie potrafię. I sprzątać lubię na hadrę, i pracować mogłabym godzinami, dniami i latami bez wytchnienia. I mój dom. I kretyński serial by się wyłączyć. I rozmawiać przez telefon. I poranki pachnące świeżością. I seks lubię. I poezję.
Nie lubię mówić. I zmywać. Nie lubię, że nie potrafię prowadzić. I że pieniądze kończą się zawsze w połowie miesiąca. Nie lubię robić interesów. I chamstwa nie lubię. I prasowania. Tego, że mam słomiany zapał, że książki czytam na wyrywki. Krytyki nie lubię. Życia czasem. Awantur i nieporozumień.
I lubię nowy Pearl Jam. Bo przypomina to, co wcześniej. Trochę Lukin, trochę Spin the black circle... i to, jak byliśmy młodzi...



wtorek, 16 lipca 2013

Ok, więcej nie będę ...

Dziecko jest jak odkurzacz. Zasysa wszystko, a w szczególności czas wolny. Nie ma czasu na gazetę, nieudane próby kulinarne, pranie, sprzątnie, szaleństwa w supermarkecie i inne ekstrawagancko wykwintne przyjemności. Z tej przyczyny, gdy tylko dziecko zaśnie, a Ty razem z nim wyjątkowo nie, przychodzi dzika wolność. Wtedy niezmiernie ogłupiony oszałamiającą ilością czasu wolnego, dryfując bezładnie w odmętach swego umysłu wpadasz (o zgrozo!) w refleksję. Tak, tak, inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi. A jednak.
Tym sposobem w moim, filozoficznie bądź co bądź wykształconym, umyśle wykiełkowała myśl, iż zniewolenie odpowiednio zaaranżowane może być najwyższą formą wolności. Zniewolenie bowiem ma to do siebie, iż nie pozostawia wyboru decydując za nas jaki kształt przybrać ma nasze działanie, czyli ni mniej ni więcej robisz coś, bo tak ustalono. A gdy zwolniony zostajesz z trudu i konieczności decydowania, a zwolnienie to następuje na skutek twej wolnej, nieprzymuszonej i świadomej decyzji, to czy rezygnacja z wolności nie jest jej najwyższą formą? Zastanawiam się dalej. I dalej, swobodnie pożytkując swój wolny czas, głęboko zaciągam słodkawą woń ;)


poniedziałek, 15 lipca 2013

Myślę, więc jestem

Młodość ma to do siebie, że wszystko się chce. Dziwne to, gdyż człek dojrzały nieco inaczej rozpatruje priorytety. Gdy masz lat naście raz po raz czytasz, palisz, malujesz, pijesz, myślisz, łazisz, palisz, pijesz, piszesz, gadasz i sypiasz jak już pić i palić dłużej się nie da. Wszystko na raz i nic z tego. Gdy stajesz się jednostką nieco starszą wybierasz niektóre z tych form aktywności, których ilość wzrasta odwrotnie proporcjonalnie do ilości wiosen przeżytych i zim przetrwanych. Mimo to jednak istota o wieku, który mało kto nazwie młodzieńczym (dzieści wzwyż), też człowiek i odpoczywać czasem musi. Dojść można wtedy do wniosku, że cholera jasna, i ku%$# pier%$# jego mać, nie jesteś jeszcze taki stary i coś jeszcze zrobić zdołasz. Bloga wtedy piszesz, co go nikt nie czyta prócz znajomych (hehe), książkę zaczynasz pisać co się na pierwszym rozdziale kończy, bo któż by chciał czytać taki szit, gotować się uczysz choć i tak już wszystko stracone, bo krytyk kulinarny czai się za ścianą. Nigdy jednak nie jest za późno, by porzucić hedonistyczną chęć do zakupów, seriali, braku literatury, sztuki w teatrze czy inteligentnej rozmowy. Ponadto stosując tzw. tenteges i inny zajebistnik podczas konwersacji już wiesz, że czas działać. Wyłączasz telewizor, komputer, komórę, gps, pralkę, ładowarkę, zmywarkę, zgrzewarkę i wszystko co ochoczo migającą diodką zachęca to współpracy, łapiesz za pierwszą, ambitniejszą pozycję ze stojącego nieopodal regału, zasiadasz na kanapie, po czym kolejny dzień spędzasz wściekły, bo po jaką cholerę całą noc przespałeś w kurwestko niewygodnej pozycji trzymając w łapsku wiekopomne dzieło. A trzeba było wybrać "Szkice węglem" zamiast "Głównych nurtów marksizmu". No cóż. Nikt nie mówił, że będzie lekko.




poniedziałek, 8 lipca 2013

Homo homini

Tworzenie własnej firmy jest procesem. Wymaga czasu, poświecenia, pomysłu i nieustannej samodyscypilny. Niemniej jednak może przynieść wymierny efekt w postaci "yeah, starczyło do pierwszego" stąd warto trud podejmować. Niestety początki jak to początki bywają trudne. Właściwie rzecz ujmując mi nie przeszkadza ani ZUS, ani US, żaden Vat czy PIT (słusznie zainwestowane comiesięczne czesne na księgową problem ten eliminuje doszczętnie i totalnie). Coś jednak przeszkadza. Permanentnie niczym makijaż. Nawet jeśliś u siebie, jeśliś panem, władcą, zarządcą, sekretarką, pijarowcem, kierowcą i wszystkim co firmie twej potrzebne naraz, niewątpliwe i absolutnie pewne jest to, że na swojej drodze przyjdzie Ci spotkać mądrzejszego, lepszego, wiedzącego więcej, lepiej, bardziej i tak do porzygania. Pół biedy gdy jest nim taksówkarz odwożący Cię po ostrej imprezie, gorzej gdy pan dyrektor banku, klient lub pani Goździkowa z kiosku. I wtedy do głowy przychodzi jedyne, słuszne i powtarzane przez przyjaciela stwierdzenie "Miej wyje$#@# - będzie Ci dane". Tym skuteczniejsze, im bardziej dosadnie wmawiane samemu sobie.
Poza firmą jest na szczęście życie. I ludzie. I współlokator wiecznie krytykujący gotowane przez mnie zupy, wreszcie zapytany czy kiedykolwiek ugotował zupę inną niż tę, ze słoika od mamy odpowiadający dziarsko "nie, a co?" ...



piątek, 5 lipca 2013

O kobiecości...

Gdy wczoraj oglądałam wystawę w lokalnej galerii "Uwikłane w płeć" miałam wrażenie, że kobiecość to golizna, menstruacja i szowinizm. Nie znalazłam niczego co w kobiecości istotne, ważne, źródłowe. Przewinęły się dwie lub trzy fotografie dotyczące macierzyństwa. Podobały mi się. Matka w stroju supermena, umęczona, trzymająca na kolanach synka. Musimy być wszystkim. Niezły był też tryptyk fotografii tej samej kobiety - nagiej nastoletniej, krwawiącej dziewczynki, młodej trzymającej na kolanach syna, starszej - dorosłego mężczyznę. Film ukazujący cztery twarze kobiet malujących się szminką do granic wolnej przestrzeni twarzy nieco mnie odrzucił.
Dla mnie kobiecość to sprzeczność, gra kontrastów. Jesteśmy tym czym jesteśmy i nie jesteśmy zarazem. Kobieta jest wszechświatem, w którym zamyka się niemal każde uczucie, każda prawda. Nieprzenikniona, niepoznawalna, nawet lub zwłaszcza dla samej siebie. 
A cycki i bycie matką? Owszem, jak dla mnie niestety zbyt wprost.


Musi być do wyboru.
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,
czarne, wesołe, bez powodu pełne łez.
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.
Albo go kocha, albo się uparła.
Na dobre, na niedobre i na litość boską. 


(Portret kobiecy. Wisława Szymborska oczywiście)
 

 


wtorek, 2 lipca 2013

Szczęście

Szczęście jest wtedy, gdy nie myślisz "co byłoby gdyby", gdy teraz jest najlepszą z opcji. Gdy pozostajesz tym kim jesteś, z tym z kim chcesz pozostać. Gdy nie czujesz się głodny wrażeń, gdy nie ma potrzeb, pragnień, gdy to co może być lepsze, nie jest lepsze. Gdy nie poszukujesz. Gdy nie trzeba już marzyć. Gdy można już umierać. Nie dlatego, że nie będzie lepiej, lecz dlatego, że lepiej już nie będzie...


sobota, 22 czerwca 2013

Rodzić czy nie rodzić?

Bycie rodzicem. Wyobrażenia i rzeczywistość rozmijają się niczym ciepłe i zimne, gorzkie i słodkie, dobre i złe? Bycie rodzicem to nie funkcja, nawet nie zawód, choć do tego bliżej. To stan umysłu.
Scenariusz na ogół typowy, znacie to? Jesteś w ciąży - biegają, skaczą, pytają, faszerują soczkami, witaminkami, rybkami i wszystkim, co tylko do głowy przyjdzie. Ustępują miejsca w kolejkach, przepuszczają w drzwiach, proponują, proszą, zapraszają....Leżysz, odpoczywasz, rozkoszujesz się absolutnie nieświadoma nadchodzącej gehenny...
Rodzisz, jest nieźle, ból porodu łagodzą kwiaty, prezenty, zachwyty.
A potem? Potem jest już tylko lepiej. Zasuwasz, nie śpisz, przewijasz, karmisz, usypiasz, przewijasz, karmisz, usypiasz, spacerujesz, przewijasz, karmisz, przewijasz, przewijasz, usypiasz. 
I tak pomaleńku, po cichutku znikasz, równocześnie wypadając ze świata - od nowinek, plotek, wiadomości. Przestajesz rozumieć żarty znajomych, nie wiesz kto z kim przychodzi, z kim sypia, gdzie mieszka i co pił ostatnio. Przyjaciele powoli przestają Cię odwiedzać, bo nawet kawy w spokoju nie można wypić. Przy odrobinie szczęścia znajdziesz kilka wyrozumialców, co przyjdą i do ciebie i do dziecka zagadają. Generalnie jednak towarzysko jesteś niczym trup. Są i tacy co z niemowlakiem wszędzie i zawsze to jednak temat zgoła odrębny. Są tacy, co stwierdzą że "gdy partner wyrozumiały lub rodzina w sąsiedztwie, to i wyjść można". Może i można, ale niewątpliwie pamiętać trzeba, że dziecko to stan umysłu i wolność zabrało ostatecznie - czy chcesz czy nie. Tak czy siak rano z łóżka wygramolić się trzeba, więc beztroskie zalewanie można do lamusa odłożyć. A jak podrośnie? Na pierwszy plan problemy z fizyką (lub biologią, lub matmą, wosem, przysposobieniem do życia w rodzinie lub niewiadomoczym), wagary na wuefie, papierosy pod szkołą. Następnie oddech wąchać i w oczy zaglądać będziesz. Zamiast żałować, że okazji to baletu nie było, pilnować będziesz żeby okazji do baletu nie było ... dla młodzieży...
Gdy natomiast emerytura dogoni zastanawiać się będziesz czy pozabijają się o tę kasę, czy tylko do gardeł skakać będą...
Całe szczęście człowiek (mimo, iż go tak zwą) nie jest istotą do końca rozumną, stąd też spokojnie i bez najmniejszej obawy o przyszłość ludzkiego gatunku kończę dzisiejszy wpis. I wiecie co? 
Mimo, że to wszystko prawda to jest coś jeszcze, czego nie sposób opisać. Całkiem fajnie jest bowiem być rodzicem. Dzieckiem w sumie też. Wszystkiego najlepszego z okazji jutra Tato :)




wtorek, 18 czerwca 2013

Co jest modne?

Moda ma to do siebie, że z niewyjaśnionych przyczyn szalenie napędza koniunkturę. Od dłuższego jednak czasu zauważam, iż ostatnie kilkulecie przyniosło jedną, niezwykle interesującą modę - mianowicie modę na kuchnię. Gotowanie stało się nie tylko częścią zwykłej, codziennej rzeczywistości, lecz czymś trendy, cool i niewiadomoczym. Jak grzyby po deszczu rodzą się jedzeniowe blogi, filmy, książki, programy, czasopisma. Gotująca w kuchni kobieta to nie domowa kura, lecz nowoczesna, współczesna matka. Nie tłucze zwykłego schabowego, lecz devolaja, nie szykuje zapiekanki z makaronem lecz lasagne. Może to dobrze? Gotowanie może, ba, a nawet jest sztuką. Gotować nie każdy potrafi, każdy może jednak spróbować, czyli prawie jak ze śpiewaniem.
Chciałabym potrafić. Miałabym zapewne znaczne szanse na każdego, nawet potencjalnie nieosiągalnego, faceta. 
Niestety u mnie i schabowy, i zapiekanka. I mimo, że nieustannie się uczę, każdy ze stołujących się nieodzownie łapie za pieprz, sól i maggie, co w bolesnej dla kucharze konsekwencji niweczy wszelkie jego kulinarne starania. Cóż. Życie.


Ps. wiem jednak, że istnieje na świecie wierny fan mojej kuchni, który kiedyś jeśli nie powie, to pomyśli "moja mama gotowała lepiej" :D

 

niedziela, 9 czerwca 2013

Katarzyna Dąbrowska "Ballada o próżności"

Zadumała się dziewczyna ... naprawdę myślałam, że to Mickiewicz. A to Rogucki. Ot co.
Kawałek jest obłędny. Nie dość, że Dąbrowska śpiewa to rasowym, jędrnym, przepięknym altem to jeszcze muzyka trafia w samo sedno. Molowe piano, dokonały tekst, piękna linia melodyczna. Czegóż chcieć więcej. Jakoże wydania official nie ma - film poniżej (właściwie nie da się oglądać, bo przesunięty, ale muza jest ok). Rozkoszujcie się. Przez tydzień na mojej playliście. I na waszej też zapewne będzie...
Hawk!















Ps. Mimo, że nidziczanka gra w serialu (ale co tam... ja lubię) to ogrania :)

sobota, 8 czerwca 2013

Marek Grechuta "Gdziekolwiek"

Na Grechutę nastrój mam zawsze. Słuchając odpływam. "Gdziekolwiek" uwielbiam, choć bogactwo twórczości Marka jest nieocenione. Gdy wędrówki po Grechucie rozpoczyna się od "Korowodu" lub Niepewności" wydaje się, że tak wyśmienitych piosenek nie może być więcej. Z każdym kolejnym muzycznym zakrętem odkrywamy kolejne maleńkie perełki, cudne w odbiorze, ciepłe, o pięknym tekście, doskonałym brzemieniu. I nie ma miejsca na przeciętność. Z jednej strony muzyka w niezwykle uniwersalnym  aspekcie, z drugiej bardzo nam bliska, tożsama, jakby intymna.
Fajnie, że Marek był nasz, polski. Szkoda, że już Go nie ma. Jeśli nie znacie jego twórczości poznawajcie, jeśli znacie - słuchajcie. Bo warto.


czwartek, 6 czerwca 2013

Coma "F.T.M.O."

Mój synek jest szczęśliwym posiadaczem książki pod tajemniczym tytułem "Przygody małej Małgosi". Każdy rozdział rozpoczyna się słowami "Są takie dni, że Małgosia ... i dziś jest właśnie taki dzień". Są takie dni, że Małgosia chce uciec na koniec świata i dziś jest właśnie taki dzień. Na takie dni sprawdza się:
1. sen,
2. alkohol,
3. dobra muza.
Jako że czasu na punkt pierwszy szkoda, czasu na punkt drugi szkoda jutro, pozostaje punkt trzeci.
Coma jest dobra na wszelkie dolegliwości. Czerwony album jest jednym z moich ulubionych na polskiej liście płyt. Zamknięty, surowy i o dziwo zawierający większość kawałków na dobrym, równym poziomie. I tak jak Hipertrofia zupełnie jak dla mnie nie trafiona, czerwony to ogromny progres. I słucham sobie. W takie dni jak ten.
I mimo, że nie czuję, iż muza się kończy nucę i uśmiecham się...

wtorek, 4 czerwca 2013

O sztuce czytania

Kiedyś ktoś powiedział mi, że nie pójdzie do łóżka z kimś, kto nie czyta. Ze mną w ostatnim czasie nie poszedłby ...
Czas wolny ma to do siebie, że gdy kurczy się do rozmiarów główki od szpilki wybieramy rozrywki najprzyjemniejsze, tj. maksymalizujące przyjemności w minimalnie krótkim czasie. Wyłączając seks książki są dla mnie formą wymagającą czasu. Stąd poszły w odstawkę na rzecz filmu, serialu i snu.
A szkoda. Rozgrzebana "Biegnąca z wilkami" nie nadaje się na czytadło, lecz ile można czytać Harrego Pottera?
Mój numer jeden wśród krótkich form to Haiku w tłumaczeniu i wyborze Czesława Miłosza. Każdy wiersz jest inny, doskonały, zamknięty. Nad każdym warto się pochylić, bowiem nakreśli coś innego, podpowie emocje, zainicjuje odczucie. Maleńkie dzieło, które czytałam tysiące razy i za każdym kolejnym - miłe ukłucie. Nie wiem skąd. Po prostu.




















Wróbelku,
Uważaj, ustąp z drogi,
Pan koń tu idzie


Oddaj wierzbie
Całą nienawiść, całe pożądanie
Twego serca.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Sia "Breathe me"

Usłyszę go na moim weselu. Jest chyba najpiękniejszą piosenką o miłości...
Widzieliście "Six Feet Under"? Jedyny serial, który się kończy. Jedyny, który kończy się właśnie tym kawałkiem i opowiada skończoną historię.
Gdy słyszę "Breathe me" myślę. Czy zwariuję, zasnę, zakocham się, zginę w wypadku, wezmę ślub, zachoruję na raka, wyjadę do Tajlandii, zajdę w ciążę, nauczę się gotować, prześpię się z nim?
Nie wiem tego. Za rok zapewne tu zajrzę. Znam swoje marzenia. Zobaczymy...

piątek, 31 maja 2013

Lech Janerka "Wieje"

Wbrew pozorom Lech Janerka to zespół. Nie wokalista choć także wokalista.
Zespół to dziwaczny, wciągający, totalnie hipnotyzujący jak dla mnie. Janerka jest artystą przez całkiem spore A. Wydaje się bowiem, iż jedną z zasadniczych miar artyzmu musi być indywidualizm. 
Koszmarnie dziś wieje, stąd pomysł. Samo "wieje" jest o śmierci. Przynajmniej tak mi się wydaje. Według mnie kawałek na depresyjne stany, gdy dobrze byłoby się na górę wyprowadzić, w piórnikowym garniturze w kształcie trumny - ot co.
Lubię ten kawałek szczególnie. Pozwala złapać dystans. Do problemu, życia, śmierci. Zdradza, że rozwiewa nas w nic. Daje oddech i przestrzeń, której zawsze w muzyce poszukuję. I tyle.


Linka do YT nie będzie, bo od dziś wyłącznie oficjalne wersje, a takowej youtube nie oferuje.

czwartek, 30 maja 2013

Macierzyństwo

Muzyka sprawia, że się uśmiecham. Muzyka daje mi poczucie siły, przestrzeni, przyzywa wspomnienia, dostarcza wzruszeń. Jest jedną z moich muz. Wszystko, co powyżej daje mi także inna moc. Też fantastyczna. Też doskonała. Gdy tylko zaszłam w ciążę wiedziałam, że będę mieć syna...

Uświadomiłam sobie, że nigdy nie byłam gotowa na macierzyństwo. Ani ja, ani mój partner. Nadal nie jesteśmy. Inni byli, są i będą bardziej rodzicami niż my. Ale jesteśmy. Wykładnią dobrego macierzyństwa nie jest karne, grzeczne dziecko. Wykładnią jest poszukujący nieustannie rodzic i dziecko szczęśliwe...jak nasze...