Im jestem bardziej w latach posunięta (podkreślam w latach!) tym bardziej uświadamiam sobie jak bardzo jestem niedoskonała. Jak wiele powinnam zmienić, ulepszyć, dopracować. Z drugiej jednak strony im starsza jestem, tym więcej złego w sobie dostrzegam, co powoduje iż ulepszanie z góry wydaje się być zabiegiem totalnie bezsensownym. Jak można bowiem ulepszać coś, co nieustannie się pogarsza... Znajduje trzy wyjścia z tej sytuacji zgoła nieprzyjemnej: albo się pokochać, albo znienawidzić, albo spotkać gdzieś po środku ratując resztki honoru, przymykając oko na drobiazgi. Jak wiadomo, kluczem do świata jest równowaga w tej sytuacji jednak chyba trzeba prawdę na klatę wziąć, resztki po wybuchu pozbierać, i jak zawsze zacząć się zmieniać od jutra. A będzie, co będzie. Czas pokaże. Niedługo nowy rok. Zawsze można przecież skonstruować nową listę życzeń...